Obudziłem się zasypany śniegiem

Gdy otworzyłem oczy zauważyłem, że jest już jasno. Nie wyspałem się, wiatr i szeleszczący tarp nie pozwolił mi na to. Nie miałem zamiaru szybko się zbierać, ale coś mnie tknęło, by ocenić swoją sytuację. Odsłoniłem głowę i uniosłem się trochę. Okazało się, że cały quilt, oraz plecak, buty i reszta sprzętu na ziemi są pokryte śniegiem. Zaaferowany sytuacją nie zrobiłem niestety zdjęcia. Zamiast tego, ostrożnie zająłem się “odśnieżaniem”.

Dzisiejszy wpis będzie bardziej o tym, czego nie robić i z jakimi problemami można się spotkać obozując w zimie.

To była moja pierwsza noc w górach po prawie 2 miesięcznej przerwie. Pierwsza tej zimy. Dlatego skorzystałem z okazji i dołączyłem do wypadu większą grupą, organizowaną przez grupę Lastruktura. Plany zakładały dostępność chatki, 2,5km od samochodu no i oczywiście doświadczone towarzystwo. Idealna sytuacja na pierwsze w sezonie wietrzenie sprzętu.

Gdyby nie to, że byłem w grupie, to nie rozbijałbym się w takim miejscu. Lekki sprzęt nie pozwala na wszystko i wymaga kompromisów. W pewnym sensie przenosi trochę ciężaru z pleców do głowy. Śnieg był sypki i głęboki. Bez plecaka powyżej kolan, miejscami do krocza. Poruszanie się było trudne i męczące. Od dołu zbocza w górę ciągnął znaczny, niosący śnieg wiatr. W tym miejscu to pewnie normalne i nie mogłem spodziewać się poprawy:

  • Ilość i sypkość śniegu była charakterystyczna dla odkrytych polan, a nie lasu

  • Wszędzie było widać usypane “wydmy”

  • Zbocze nie było osłonięte, patrząc do przodu było widać niebo. Tzn. że nawet małe ilości wiatru mogą łatwo koncentrować się na nim i ciągnąć do góry. 

Normalnie w tej sytuacji, powinienem zejść znacznie niżej, albo przejść na drugą stronę zbocza. Uznałem natomiast, że będzie “przygoda”. W górach uniknąć wiatru nigdy w 100% się nie da, zawsze może zaskoczyć, a teraz alternatywnie jest chatka, namioty kolegów, albo powrót do samochodu.

Pomijając wyziębiający wiatr, początek rozbijania obozu nie był zły. Wykopałem dziurę i rozwiesiłem hamak. Problemy pojawiły się przy rozbijaniu tarpa. Przymocowanie go do drzew nie było trudne, ale cała reszta linek rozwinęła się i kompletnie poplątała ze sobą i o okoliczne gałęzie. Sytuację znacznie pogarszał fakt, że moje odciągi są mocno skomplikowane. Łącze ze sobą cienkie i grubsze, oraz elastyczne linki. Dodatkowo na 4 odciągach są prusiki z karabinkami do mocowania i regulacji drzwi. Na tych węzłach wszystko imponująco się blokowało i plątało. Jednocześnie jest około -5C i wieje. Musiałem radzić sobie w rękawiczkach zdejmując je tylko, gdy było to już konieczne.

Zawsze fascynowali mnie “ludzie z Youtube”, którzy zabierają ze sobą surowe tarpy: d-ringi plus sznurek w plecaku, żadnych napinaczy, wiążą wszystko dopiero od zera na miejscu. Normalnie traktowałbym to jako osobistą preferencję, ale na mrozie? No nie, dziękuję. Muszę natomiast zabezpieczyć przed powtórką tej sytuacji. Zawsze zabezpieczam wszystkie linki by nie latały luzem, ale sposób w jaki to robię, nie jest zbyt trwały. Wystarczy poszarpać tarpem i linka się rozwija. Spróbuję w punktach mocowania dodać gumki silikonowe, które wykorzystam do trzymania linek w miejscu.

Uwalniałem odciągi pojedynczo, zaczynając od rogów. Gdzie je wbić? Moja perspektywa jest fatalna. Wiatr przesuwa grzbiet tarpa, jestem na zboczu, śnieg jest głęboki… Celuję na oko. Okazuje się, że jest kolejny problem. Nie wiem jak głęboki jest śnieg, wygląda na to, że do ziemi się nie dostanę. Trudno, wiążę 2 śledzie na krzyż i zakopuję. Mam tylko 8 śledzi, co pozwoli na zakopanie tylko 4 linek, więc zaczynam zbierać suche gałęzie.

Przy rozbijaniu tego tarpa, po zamocowaniu pierwszego rogu, powinienem zamknąć/zamocować przeciwstawny róg drzwi. Zmęczony, pozbawiony rutyny, skoncentrowany na rozplątywaniu: nie zrobiłem tego. “Drzwi to na koniec” - pomyślałem - choć przecież wiedziałem lepiej. To istotny krok, dzięki któremu przy mocowaniu przeciwstawnego rogu zauważyłbym, że kąt rozbicia jest zbyt duży i miałbym szansę na wczesną korektę.

Uwolniłem i wbiłem wszystkie 4 rogi. Tarp wygląda źle, nie napiął się poprawnie, jest pomarszczony. Pod spodem znajduję poplątane linki, które nie pozwoliły mi poprawnie napiąć tarpa przy mocowaniu rogów. Rozplątuję, wykopuję 2 rogi i mocuję na nowo.

Czas na odciągi boczne, po 2 na bok tarpa. W takich warunkach pełnią kluczową rolę. Zapewniają wypukłość tarpa, tym samym czynią go aerodynamicznym. Bez nich tarp pod wpływem wiatru robiłbym się wklęsły, zmieniałby się w żagiel i łapał jeszcze więcej wiatru. Na tych odciągach mam dodane linki elastyczne, które pomagają napinać tarp i amortyzują podmuchy, eliminując groźne szarpanie. Odciągi te by optymalnie działać, powinny odchodzić od tarpa poziomo. Najprościej przywiązać je do sąsiadujących drzew. Jeśli nie ma takiej możliwości, to podpieram je kijkami.

OK, załatwione, jeszcze 2 odciągi dolne-środkowe dla dodatkowej stabilizacji, to już idzie gładko. Czas zamknąć drzwi… Nie da się. Rozbiłem wszystko pod za dużym kątem, mocowania są za daleko. Trudno, nie mam siły, zabezpieczyłem je tylko “mniej więcej” by nie latały wszędzie jak szalone. Wrócę do chatki, zjem, odpocznę i ogarnę temat lepiej jak wrócę.

W tym momencie “oczywiście” wiatr ustał. Idę do chatki. Zamordowany, zgrzany i zmarznięty jednocześnie, ale z satysfakcją, że ostatecznie się udało. Na miejscu okazało się, że część osób uznała, że wolą się rozbijać po ciemku niż na wietrze i akurat dobrze trafili. Inni poradzili sobie ze swoimi namiotami o wiele szybciej niż ja z moim tarpem. Ogień już się palił i okazało się, że nie muszę już nawet wyciągać piły - chociaż tyle szczęścia po tych przejściach.

Poszedłem spać przed północą. Cisza i spokój, nic nie wieje. Zapomniałem o drzwiach. Podwiesiłem podpinkę, wyjąłem quilt, odpaliłem podcast i niedługo zasnąłem. Nie minęło wiele czasu i obudził mnie wiatr. No nic, to będzie trudna noc, bywa. Czuję, że na twarz spadają mi okruszki lodu, ale to normalne. Pod tarpem zbiera się szron, który potrafi spadać sam, nawet bez wiatru. Miałem pod głową sporą kurtkę polarową, więc poprawiłem ją tak, by częściowo zasłaniała mi twarz. Resztę nocy spędziłem w półśnie i budząc się co chwila przy mocniejszych podmuchach. Następnym razem jak mnie złapie takie wiatr, już na pewno zatkam uszy. I tak nic nie usłyszę, a przynajmniej się wyśpię.

Budzę się, jest jasno, rozglądam się. Tak, z tym lecącym szronem z pod tarpa to ogólnie jest prawda, ale… to się dzieje raczej dopiero poniżej -10C i nie aż tyle… Quilt jest pokryty warstwą lodu i śniegu. Buty i plecak są białe. Quilt spisał się dobrze. Tak jak i podpinka jest wykonany z wodoodpornego materiału Quantum Pro, więc nic nie przemokło. Zrzuciłem większość lodu i śniegu na ziemię, wypiłem herbatę z termosu i zjadłem śniadanie. Następnie ubrałem się i wyszedłem “oglądać zniszczenia”, porobiłem zdjęcia, nakręciłem krótkie filmy. Na poniższym widać doskonale, skąd pod spodem wzięło się tyle śniegu.

Zwinąłem spanie i biorę się za tarp. Śnieg był sypki i suchy, ale mimo wszystko przesadziłem z wielkością patyków i głębokością na jaką je zakopałem. Jestem już bardzo zmęczony, zostały ostatnie dwie kotwice. Są bardzo głęboko zakopane, jak je montowałem, to chyba jeszcze wierzyłem, że znajdę ziemię. W obu przypadkach, zamiast do patyków, dotarłem do lodu. Idę po piłę. Robi mi się zimno, poziom zmęczenia był już niekomfortowy, piłą pewnie i tak uszkodził bym linki, więc nie jestem z tego dumny, ale ostatecznie zdecydowałem się je uciąć i zostawić śmieci. Wrócę po nie i przynajmniej spróbuję znaleźć przed następną zimą, wtedy zaktualizuję ten post.

Cały ten wpis może brzmieć jak lista nieszczęść i męczarnia, może nawet niebezpieczeństwo. Dodam więc dla formalności, że ja tego tak nie traktuję. Wszystko było pod kontrolą. Wysiłek, radzenie sobie z problemami i dyskomfortem dają mi wiele satysfakcji i długoterminowo uważam za pożyteczne dla swojego zdrowia.

Na blogu jest wpis z filmem, który pokazuje poprawnie rozbity tarp.

Galeria

Relacje innych osób:

Warunki

  • Ostateczna waga plecaka 14kg (w tym 2l wody).

  • W nocy min -6,6C.


Popularne posty

Next
Next

Jesień w Bieszczadach - krainie schodów