Jak przygotowuję hamak na wiatr w górach

Teoretycznie rozwiązanie problemu silnego wiatru jest bardzo proste. Wystarczy zejść jak najniżej i jak najgłębiej do lasu. Jeśli nie spodziewamy się takiej możliwości, to trzeba zabrać namiot. Najlepiej w ogóle nie wychodzić z domu, jeśli zapowiada się zła pogoda ;)

Obserwując reakcje na moje relacje ze spotkań ze złymi warunkami pogodowymi, muszę zacząć od wskazania, skąd w ogóle bierze się problem.

W górach las nie chroni tak dobrze

Na nizinach wiatr wieje nad lasem. W górach wiatr wieje w las. Z moich obserwacji wynika, że owszem, schowanie się w lesie znacząco pomaga, ale jeśli obozuję na zboczu w które wieje wiatr, kumuluje się on przy ziemi i ciągnie do szczytu.

W górach nie tak łatwo znaleźć las

Domyślam się, że głównie ze względu na śnieg i wiatr, las w górach jest bardzo poszatkowany. Często docieram na miejsce i okazuje się, że las jest młody i gęsty, lub chory i walący się, albo w ogóle leży, bo zeszła lawina. W lecie jeśli idzie zła pogoda, to zazwyczaj razem z burzami Wtedy piękny, gęsty las na szczycie góry nie jest najlepszym rozwiązaniem. Przydałby się też sensowny dostęp do wody i zbocze, które nie jest tak strome, że wszystko trzeba przybijać do ziemi i chodzić na czworaka. No i jeszcze wisienka na torcie: koledzy śpią na glebie i chcieliby mieć trochę równego.

Do tego wszystkiego ciężko się przygotować wcześniej. Mapy nie są dokładne, a na intensywnych trasach staram się robić jak najwięcej dystansu danego dnia, a nie tylko dojść do zaplanowanego celu. Dlatego jak widzę komentarze “w życiu bym się w takim miejscu nie rozbił”, to szczerze nawet nie wiem co z tym zrobić i od czego zacząć.

W górach prognoza pogody jest warta tyle, co horoskop

Szczególnie na wyprawach dłuższych niż 2 dni, staram się być gotowy na jak najwięcej, a nie liczyć na to, że prognoza się sprawdzi, albo co gorsza, zostawać w domu, bo ktoś zapowiedział burze za 3 dni.

Ponadto w górach są przeciągi. Parę razy trafiłem na miejsce, gdzie nie wiadomo skąd i kiedy pojawił się wiatr i próbował mi głowę urwać, podczas gdy na mapie pogodowej była cisza i spokój.

Nauka na błędach

Zeszłą jesienią wędrowałem z tarpem “zimowym”. Nie dlatego, że chciało mi się go dźwigać i mocować za każdym razem 14 odciągów, tylko dlatego, że mój “letni” tarp miał wypadek.

Zaplanowałem sen na bazie namiotowej na Lubaniu. Na szczycie wiał bardzo silny, porywisty wiatr. Zdecydowałem, że zamiast chować się niżej, to zostaję. Znalazłem miejsce z pięknym widokiem, chciałem spróbować poradzić sobie w tej sytuacji i przetestować sprzęt. Byłem też świadom, że w najgorszym razie mam 2-3 godziny marszu do samochodu. Jak widać na zdjęciu, skończyło się źle.

Co poszło nie tak

Zwróćcie uwagę, na stojący niemal pionowo bok tarpa za hamakiem. Nie, nie rozwiesiłem go w ten sposób. Rozwiesiłem go tak płasko, jak to tylko możliwe, co wymagało dość istotnego wydłużenia odciągów. Zdjęcie to obrazuje największy problem z tarpem na wietrze. Im bardziej napiera na niego wiatr, tym bardziej napina go, zwiększając kąt. Im większy kąt, tym większa siła wiatru działa na tarp, ostatecznie zmieniając go w niemal pionowy żagiel.

Przy okazji dobitnie nauczyłem się, że sprzęt klasy (ultra)-light wymaga kompromisów i myślenia. Podejrzewam, że kilogramowy DD z grubego poliestru, na dużych śledziach wbitych młotkiem, w tej sytuacji poradziłby sobie lepiej i jeszcze osłonił mnie od tej całej zawieruchy. Natomiast osobiście nie widzę rozwiązania w noszeniu dodatkowych kilogramów, tylko w rozsądniejszym rozbiciu i doborze miejsca.

Uwaga na trzepotanie

Po zakupie nowego, zimowego tarpa od firmy Hammock Gear, odezwałem się na ich wsparcie techniczne, by dowiedzieć się, jakie są ich rekomendacje w kwestii zabezpieczenia przed wiatrem. Część rad jest zawarta w dalszej części wpisu, natomiast podkreślili bardzo wyraźnie, że największym zagrożeniem dla konstrukcji jest trzepotanie i szarpanie. Generują one wyjątkowo duże, skoncentrowane w jednym miejscu siły i to one najczęściej stają się przyczyną uszkodzenia materiału.

Dobór sprzętu

Lesovik Heksa

Po pierwsze: im mniejszy tarp, tym mniejszy problem. Tarp to nie namiot. Nie oczekuję, że będzie osłaniał przed wiatrem. Tę rolę pełni u mnie wiatro-oporna podpinka. Tarp o długości grzbietu takiej jak hamak, ewentualnie plus maks 10% całkowicie wystarczy, by chronić nas przed deszczem. Decydując się na większy tarp, będziemy efektywnie stawiać większy żagiel. Będziemy zmuszeni zawiesić go wyżej, a tym samym opuszczać boki w dół pod większym kątem, co w efekcie całkowicie niepotrzebnie skumuluje nasz problem z wiatrem. 

Moje odciągi zawsze są wykonane z poliestru, albo Dyneemy. Klasyczna, nylonowa linka spadochronowa ma większą rozciągliwość, szczególnie pod wpływem wilgoci i obawiam się, że stwarzałaby niepotrzebnie problemy.

Dobór miejsca

Szczególnie jeśli spodziewam się pogorszenia pogody, staram się schować niżej i głębiej w lesie. Na zdjęciu stoję po wschodniej stronie lasu, przy źródle wody. Burza idzie od zachodu, więc rozbiliśmy się tylko kilkadziesiąt metrów w głębi, gdzie znalazło się dobre miejsce na 2 hamaki i ognisko.

Jak nie lubię rozbijać tarpa

Takie klasyczne rozbicie, bardzo bezpiecznie pod względem ochrony przed deszczem jest dla mnie bardzo niefunkcjonalne.

  • Pod spodem jest nisko i ciasno. Od biedy w trakcie deszczu mogę zrobić wiele siedząc na ziemi, ale nie po to mam hamak, by czołgać się jak w namiocie.

  • Kąt boków tarpa do wiatru jest za duży i jeszcze pogorszy się pod naporem.

Jak rozbijam tarp

Sprawa pierwsza: staram się rozbić jak najbardziej płasko, ale jednocześnie chroniąc hamak od deszczu i zostawiając miejsce do poruszania się i gotowania:

  • Hamak jest zawieszony tak wysoko, jak tylko się da. Ograniczeniem jest możliwość łatwego wsiadania.

  • Grzbiet tarpa jest tak blisko cięciwy hamaka, jak tylko się da.

  • Wszystkie dolne rogi są podparte przez kije. Tym samym nie jest możliwe, by tarp zmienił kąt pod naporem wiatru.

  • Na początku od wyższej strony zbocza, bok tarpa ustawiłem niemal poziomo, by zostawić sobie dużo przestrzeni do poruszania się i gotowania. Jak zebrała się na nim kałuża, to opuściłem jeden róg, by woda swobodnie spływała.

  • Przeciwny bok musiałem trochę dodatkowo opuścić, by deszcz przestał zacinać na podpinkę

Sprawa druga: stabilizacja. Ważne dla mnie jest, by tarp zachowywał kształt i pozostawał napięty. Uważam, że trzepotanie jest największym zagrożeniem dla jego integralności i do tego generuje niedający spać hałas. Dlatego jeśli tylko obserwuję takie zjawisko, to staram się je eliminować.

  • Podparcie rogów kijkami znacznie stabilizuje całą konstrukcję i samo w sobie niemal eliminuje trzepotanie i szarpanie.

  • Uzbrojenie dolnych odciągów w elastyczne gumki po pierwsze działa jak amortyzator, dodatkowo broniąc przed trzepotaniem i szarpaniem, a po drugie eliminuje luzy, które z czasem zawsze powstają (szczególnie podczas deszczu). Zdjęcia które zamieszczam, są niemal zawsze wykonywane dopiero rano, bez żadnego korygowania. To dzięki gumkom rozbicie zawsze wygląda na idealne.

Bonus: jak wykorzystuję kijki:

  • Zawsze wbijam ostrym do dołu, tak by nie mogły ślizgać się po ziemi.

  • Jeśli używam trekkingowych: nigdy nie stawiam ich uchwytem do dołu. Nie chcę ich ubrudzić i ryzykować, że woda dostanie się do środka kijka przez złącza teleskopowe.

  • Pionowo do ziemi - tak, wiem, że na zdjęciach nie wygląda, ale to wynik perspektywy, błędów i lenistwa (najłatwiej jest obniżyć róg tarpa zmieniając jednym ruchem kąt kijka).


Popularne posty

Previous
Previous

Jesienny wypad i spotkanie z dzikami

Next
Next

Nowe schronienie